W świetle najnowszych dostępnych danych dotyczących stopy bezrobocia sytuacja polskiego rynku pracy jest bardzo dobra.
– Na rynku pracy nie są jeszcze widoczne skutki obserwowanych zjawisk w gospodarce takich jak inflacja, drożejące nośniki energii czy zmiany wprowadzone poprzez Polski Ład. Będą one jednak miały wpływ na rynek pracy już w przyszłym roku i niestety w kolejnych latach – podkreśla wiceprezes BCC.
Warto również dodać, że liczba bezrobotnych zmalała przez miesiąc o 5,7 tys., do 796 tys. i o 114,1 tys. przez rok. Według Eurostatu, stopa bezrobocia w Polsce wynosi 2,7%, co oznacza, że zajmujemy drugie miejsce tuż za Czechami (2,5%), plasując się zdecydowanie poniżej średniej dla Unii Europejskiej (6,1%) a także dla strefy euro (6,6%). Również wg badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) stopa bezrobocia wyniosła w Polsce w II kw. 2022 r. 2,6 proc. Jak wskazuje Emil Muciński, spadek bezrobocia ma związek z dużymi potrzebami polskiego rynku pracy, które – pomimo napływu w ostatnich miesiącach dużej liczby pracowników, zwłaszcza z Ukrainy – dalej są niezaspokojone.
Jak dodaje ekspert BCC, polski rząd wyszedł naprzeciw sytuacji powstałej po rozpoczęciu przez Rosję wojny przeciwko Ukrainie maksymalnie umożliwiając legalizację pobytu i podjęcie pracy przez pracowników z Ukrainy, o wiele bardziej niż inne kraje. Polski rynek pracy ratuje napływ pracowników zza granicy.
– Doceniamy również inicjatywę nowej ustawy, która spełnia od dawna postulowane przez Business Centre Club ujednolicenie przepisów i stworzenia jednego aktu prawnego dot. zatrudnienia. Niemniej jednak, barier w zatrudnianiu cudzoziemców jest wciąż wiele. – podkreśla Emil Muciński.
Wiceprezes BCC wskazuje, że rosnąca inflacja przekłada się na coraz większą presję płacową.
– Ludzie widzą, że za te same środki mogą znacznie mniej kupić, więc oczekują podwyżek. Pracodawcy podnoszą ceny towarów i usług, aby sprostać tym oczekiwaniom i kosztom z nimi związanym. Ponieważ ceny rosną, pracownicy, obserwując co się dzieje, przychodzą po kolejne podwyżki wynagrodzeń. I ta spirala płacowa się nakręca – dodaje.
Zgodnie z ustawą o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, jeżeli prognozowana na następny rok inflacja wynosi co najmniej 105 proc., płaca minimalna jest waloryzowana dwa razy: w styczniu oraz w lipcu. Rząd zdecydował, że wzrośnie ona w sumie do 3600 zł. Oznacza to wzrost o 20% (z 3010 brutto w 2022 r.). Jak podkreśla Emil Muciński, oznaczać to będzie przede wszystkim ogromne obciążenie dla pracodawców oraz wzrost kosztów zatrudnienia pracowników. Poziom zaproponowanej przez rząd płacy minimalnej został określony bez konsensusu w Radzie Dialogu Społecznego, tj. z przedstawicielami związków zawodowych, a także przedstawicielami pracodawców.
– Tak wysoka podwyżka minimalnego wynagrodzenia będzie kolejnym czynnikiem proinflacyjnym, ponieważ jest ono punktem odniesienia dla innych umów, wskaźników waloryzacyjnych wynagrodzeń itd. Będzie to wzmacniać i tak silną już presję płacową. – podkreśla Emil Muciński.
Istotne są także koszty życia, rożne w zależności od regionów w Polsce.
– Inne są zarobki i koszty życia w dużym mieście takim jak Warszawa, a inne w mniejszych miejscowościach. Podnoszenie płacy minimalnej w równym stopniu w całej Polsce jest niekorzystne zarówno dla przedsiębiorców jak i pracowników – dodaje wiceprezes BCC.
Jak wskazuje ekspert BCC, pracodawcy z mniej rozwiniętych regionów, są siłą rzeczy bardziej obciążeni taką podwyżką płacy minimalnej i mogą mieć problem z utrzymaniem pracowników. Skutkiem sztucznego, wymuszanego ustawą podwyższania minimalnego wynagrodzenia za pracę, mogą być zwolnienia pracowników oraz ich przechodzenie w szarą strefę.
To, że kraj nie rozwija się równomiernie potwierdzają dane: najniższe bezrobocie panuje w województwie wielkopolskim (2,7%), najwyższe (7,6%) w warmińsko-mazurskim. Dlatego BCC od lat proponuje zróżnicowanie płacy minimalnej w zależności od regionów.
Jak podkreśla ekspert BCC, ostatecznie, na kształt rynku pracy w 2023 roku wpływ będzie miało wiele zróżnicowanych czynników: ceny energii, poziom inflacji, wspomniana podwyżka minimalnego wynagrodzenia za pracę, a także skutki zmian wprowadzonych tzw. polskim ładem i brak środków z Krajowego Planu Odbudowy, a więc mniejsze inwestycje.
– Już w tej chwili obserwujemy, że coraz więcej przedsiębiorstw, które ledwie wyszły z pandemii, zamyka się. Najbardziej dotknięte firmy będą bronić się wzrostem cen własnych produktów i usług oraz zmniejszaniem zatrudnienia. To będzie powodowało, że ofert pracy będzie z czasem ubywać – mówi Emil Muciński.
Nieadekwatna polityka pieniężna (zbyt późno i zbyt wolno podnoszone stopy procentowe), powoduje, że inflacja, która już wymknęła się spod kontroli, zostanie z nami na dłużej. Najwięcej tracą na tym gospodarstwa domowe z oszczędnościami w bankach, kredytami bankowymi oraz najubożsi obywatele, gdzie duży udział w domowych budżetach stanowią wydatki na żywność i energię.
Bardzo kosztowne jest blokowanie dopływu do Polski środków Unii Europejskiej.
– Środki z KPO pozwoliłyby znacznie łatwiej walczyć ze skutkami inflacji i słabym złotym. Przede wszystkim jednak bardzo pozytywnie wpłynęłyby na inwestycje oraz na konkurencyjność polskich firm – podkreśla wiceprezes BCC.
0
0
Głos/y
Ocena artykułu